poniedziałek, 5 kwietnia 2010

"On to the next one" - czyli Jay Z w krainie satanistów.

Nad moim uwielbieniem dla Jay Z nie będę się rozwodził, starczy powiedzieć, że Shawn wielkim artystą jest.
Poza tym, że jest świetnym muzykiem, ma łeb do interesów, to jeszcze ma piękną żonę, własną wytwórnię, firmę odzieżową, sieć klubów w NY, Atlancie, LV, Chicago, Tokyo i Macao - to jeszcze ma drużynę koszykówki - NJ Nets.
Nad jego ostatnią płytą Blueprint 3 - z kolei - nie będę się znęcał, bo - moim zdaniem - szału nie robi. Zaciekawiło mnie z kolei to, że płyta wyszła we wrześniu a singli, jak na lekarstwo. Słyszałem raptem "NY state of mind" z Alicią Keys i "Forever young" - za który - wg mnie - powinien dostać conajmniej karę prac społecznych zbierając np. papierki przy autostradzie.
Tymczasem okazało się, że single są - tylko, że nie ma ich w Polsce.
Ciekawe, czy dlatego, że nie są puszczane dla naszych "stacji" muzycznych, czy nie są puszczane przez nie?

O ile na Blueprint "On to the next one" na bicie Sweez Beatz jakoś specjalnie nie zwrócił mojej uwagi - to z tym teledyskiem - no to to jest prawdziwa PETARDA.
Reżyseria Anthony Mandler (tak wyguglałem). A nawet jeśli nie on, to i tak Tony ma imponujące CV i warto go poznać. http://en.wikipedia.org/wiki/Anthony_Mandler

Dla mnie teledysk roku, choć dopiero kwiecień.



A dlaczego "Jay Z w krainie satanistów"?
Otóż teledysk wzbudził spore kontrowersje - ze względu na "satanistyczny" przekaz - czaszki, aureola nad głową HOV'y, czaszka kozła itp. Ogólnie rzecz biorąc atmosfera wokół Jay'a jest gęsta - a tu znowu - padają oskarżenia o przynależność do loży masońskiej, satanizm etc. - zainteresowanych odsyłam do YT - jest tego całe mnóstwo.

Pierwsze pytanie brzmi, czy informacje o jego powiązaniach są prawdziwe - czy po prostu Jay jawnie sobie z tego drwi wykorzystując koniunkturę w myśl zasady - "nie ważne co, niech gadają"?
Drugie pytanie brzmi, dlaczego takie single nie trafiają nad Wisłę?

PS Ten pan stylizowany na Jokera to Colin Bailey a.k.a Drums of Death. Nie mam pojęcia skąd anglik grający ostro elektronicznie wziął się w tym teledysku. Jakby ktoś znał jakieś powiązania pomiędzy tymi panami - to ja bardzo chętnie.

But, in the end of the day - to tylko teledysk. I tak rozpierdala mnie ten numer z kablami. Jakie to proste.

O kolejnym "zapomnianym" singlu z B3 wkrótce.

3 komentarze:

  1. Jako pierwsza zgłaszam niniejszego bloga do konkursu na Blog Roku 2011! Wysyłajcie smsy! Dla wszystkich głosujących będą hamburgery!:):*

    OdpowiedzUsuń
  2. sprostowanie - gratisy dla głosujących będą, ale będą to kubełki z kurczakiem.

    Z niecierpliwością czekajcie na numer sms!

    OdpowiedzUsuń
  3. mamo, mamo ja też chcę być satanistą i mieć jaguara jak Jay-Z ;)

    OdpowiedzUsuń