wtorek, 6 kwietnia 2010

Alicja w krainie czarów - czyli odkrywanie Ameryki na nowo.

Na wstępie chciałem zaznaczyć, że moim zdaniem Ameryki na nowo odkrywać absolutnie nie należy.

Do "Alicji..." mam stosunek nabożny i sentymentalny. Dziecięciem będąc wraz z kolegą Michałem słuchaliśmy płyty z bajką, której okładka wyglądała tak:



oraz oglądaliśmy siedząc w domku z koca (bardzo prosta konstrukcja - na podniesione "biurko" półkotapczanu zakładało się koc) bajkę o Alicji na rzutniku Ania, który z kolei wyglądał tak:



"Alicję w krainie czarów", jak i "Alicję po drugiej stronie lustra" przeczytałem na wakacjach pomiędzy 8 klasą a 1 liceum, bowiem ukradłem egzemplarz jakiegoś starego wydania ze skromnej biblioteczki schroniska dla bezdomnych im św. Brata Alberta w Mielcu, gdzie w ramach wakacyjnej pracy z kolegą Szczepanem układałem panele podłogowe. Czuję się moralnie usprawiedliwiony, bowiem bezdomni nie wykazywali zainteresowania literaturą.(uff... w końcu to z siebie wyrzuciłem)
To był bardzo stary egzemplarz na pożółkłym papierze z pięknymi ilustracjami. Był, bo go pożyczyłem i już do mnie nie wrócił, ale pamiętam komu, więc drżyj!

Do rzeczy. Kiedy zobaczyłem billboard "Alicji..." w reżyserii Burtona jadąc tramwajem poczułem się znowu, jak w tym domku z koca. No bo cóż? Tim Burton, jak nikt wydawał się odpowiedni do odmalowania Krainy Czarów - kto oglądał "Gnijącą Pannę Młodą" czy "Jeźdzca bez glowy" ten się ze mną zgodzi. Kto nie oglądał też niech się zgodzi. Poza tym Johny Deep (nastolatki robią wow), Helena Bonham Carter. No i 3D. Wiedziałem czego się spodziewać, bo wiedziałem, jak pracuje Tim Burton:



a ja akurat taki klimat lubię.

Więc w przeuroczym towarzystwie wybraliśmy się nie tak dawno do kina. I co? I dupa.
Technicznie wszystko super. Piękny świat, rewelacyjne zdjęcia, montaż i efekty. Warstwa językowa bez zarzutu. Postaci pierwszorzędne (Marcowy Zając rules), aktorzy fenomenalni itp. Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Otóż... to nie jest "Alicja w Krainie Czarów". Po pierwsze Alicja nie miała cycków, bo była małą dziewczynką. Po drugie nie nosiła zbroi, nie wymachiwała mieczem, nie podróżowała na kapeluszu Szalonego Kapelusznika. I co najważniejsze NIE RATOWAŁA ŚWIATA. Czy naprawdę trzeba było robić z Alicji kolejnego Matrixa, Avatara, Władcę pierścieni czy Mrocznego rycerza? Nie tego się spodziewałem i strasznie mi się to gryzie z moim wyobrażeniem o Alicji.
Na dobitkę poraziło mnie fabularne wprowadzenie do historii i jej zakończenie. Mam wrażenie, że oba punkty fabuły - a w szczególności całą historia z metamorfozą Alicji i tym, jak wizyta w Krainie Czarów pomogła jej podjąć decyzję o odrzuceniu zamążpójścia Burton dopisał na szybko tuż przed oddaniem scenariusza do producentów. Nie "żre" to wogóle.

Cóż, na osłodę pozostaje fenomenalna kreacja Heleny Boham Carter, która w roli Królowej Kier jest po prostu świetna. Jak dla mnie ukradła cały film. Jak tu:



Podsumowując.
Off with your head, Mr Burton.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz